W Gościu Niedzielnym z dzisiejszej niedzieli przeczytałem dwa artykuły, które wydały mi się na tyle ważne, że postanowiłem się do nich odnieść. Łączy je osoba Szymona Hołowni, dziennikarza i publicysty katolickiego, do niedawna pracującego w redakcij Newsweek'a, co niektórzy wyznawcy Chrystusa mieli mu za złe. Nie było mi dane dotąd poznać osobiście pana Szymona, choć przed dwu laty parokrotnie rozmawialiśmy telefonicznie. Chodziło o to, że pan Szymon chciał ze mną przeprowadzić wywiad telewizyjny, na co ja początkowo się zgodziłem, a po rozmowie z moimi przełożonymi wycofałem zgodę. Moja osoba wzbudzała w tym czasie pewne zainteresowanie mediów, najpierw KAI, późnie różnych czasopism i dzienników z Gazetą Wyborczą włącznie. Chodziło o to, że właśnie zostałem wyświęcony na księdza, a że byłem wcześniej żonaty, oraz mając dzieci i wnuki, wydawało się to być pewną sensacją rozpoczynającego się właśnie sezonu ogórkowego AD 2010. Znajomej dziennikarce z KAI opowiedziałem przez telefon trochę o sobie, ona dodatkowo odrobiła lekcję zbierając wiadomości na temat rodziny i mój gdzie się dało. Smaczku dla mediów dodawał fakt, że mój najstarszy syn był już od 17 lat księdzem, i asystował mi podczas święceń a późnie podczas mszy prymicyjnych. Po tej pierwszej rozmowie z KAI i całej wrzawie wokól mojej osoby, trochę się wystraszyłem i gwałtownie wycofywałem z wszystkich kontaktów z mediami, między innymi z audycji z panem Hołownią. Nie mogłem jednak zakneblować dziennikarzy, którzy pisali różne rzeczy, na szczęście nic specjalnie nie pozmyślali, łaska Boża była tu dla mnie oczywista. Po paru tygodniach na szczęście szum ucichł, pojawiły się inne "gorące" tematy i mogłem odetchnąć.
Wspomniane dwa artykuły w Gościu Niedzielnym, to Szymona Babuchowskiego, "Katolik do bicia" o manipulacjach tygodników Wprost i Newsweek'a, mających dokopać maksymalnie, Kościołowi, katolikom i wszystkim, którzy uznają się za uczniów Chrystusa. Nie będę opisywał treści artykułu, można go sobie przeczytać. Wspominam o nim tylko dlatego, że w Newsweek'u pracował właśnie Szymon Hołownia, i właśnie on, na skutek napastliwej polityki tygodnika w stosunku do Kościoła, księży, moralności chrześcijańskiej postanowił odejść z redakcji. Drugim artykułem, który mnie zainteresował, jest wywiad przeprowadzony z Szymonem Hołownią przez Szymona Babuchowskiego pt "Między okopanymi". Podtytuł wprowadza w meritum: "O podniecających sporach, nietrzymaniu sądu i Kościele, który psuje zabawę". Babuchowski pyta nie o to dlaczego odszedł z Newsweek'a ale dlaczego tak późno, Hołownia, odpowiada: "bardzo lubiłem pracę w Newsweek'u i wydawało mi się, że jest to miejsce, w którym jeszcze długo będę mógł wypowiadać swoje poglądy. ... żałuję ... bardzo dobrze odnajduję się w tym, co Tomasz Lis teraz nagle wyklina i na co złorzeczy - w byciu pomiędzy dwoma okopanymi obozami. Chyba tam jest moje miejsce. Mimo że pochodzę z jednego z nich".Moja refleksja na temat tego co Hołownia nazywa "międzu okopanymi". To bardzo chwalebne być takim pomostem między róznymi obozami, ale istnieje parę niebezpieczeństw. Pomiędzy okopami stoi się okrakiem i jeśli stanowiska obu obozów się oddalają, coraz bardziej polaryzują, łatwo zrobić szpagat, który może się skończyć rozdarciem w kroku. Inną sprawą jest to, że niektórzy nazywają taką pozycję, siedzeniem okrakiem na barykadzie, to mało wygodne a jeszcze z obu stron jest się atakowanym. Pamiętam stary film "Zezowate szczęście" w którym Kobiela grający główną rolę nieudacznika Piszczyka trafia pomiędzy dwie manifestacje i próbując obie strony zadowolić, w końcu solidarnie dostaje baty od obu stron.
Pan Hołownia argumentuje w wywiadzie, że czuje się powołany do tego, by na "pseudo" argumenty przeciwników, występować z rzeczową polemiką. Pięknie, ale nie zawsze roztropnie. Jezus w którymś momencie wyraził się "nie rzucajcie pereł przed wieprze, aby się na was nie rzuciły i podeptały" (cytuję z pamięci, nie ręcząc za dosłowną zgodność cytatu z Biblią, chodzi mi o myśl w tym zawartą). Mogę podziwiać chwalebną donkiszoterię pana Szymona Hołowni, życząc mu jak najlepiej, ale obawiam się, że to walka z wiatrakami.
Myślę jednak, że do tzw świata, trzeba iść z przesłaniem Dobrej Nowiny. Próbować głosić ją w porę i nie w porę. Ta Nowina ma taką moc, że potrafi góry przenosić, a za tych, którzy nie chcą jej słuchać trzeba nam wszystkim się modlić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz