piątek, 25 kwietnia 2014

Znowu o Krzyżu, a także o samochodzie.


Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.(Mt16,24b-25)


Dziś podczas porannej modlitwy prezbiterów, to Słowo zostało dla nas otwarte. Modląc się następnie w ciszy zastanawiałem się cóż dla mnie oznacza zaprzeć się każdego dnia. W potocznym rozumieniu słowo zaprzeć się ma negatywną konotację, oznacza odrzucenie swoich poglądów, przekonań dla doraźnej korzyści. Myślę jednak, że Panu Jezusowi o coś innego chodziło. Człowiek posiadając instynkt samozachowawczy broni się przed traceniem życia, w najszerszym rozumieniu tego słowa. Jest to konsekwencja grzechu pierworodnego, Adama i Ewy, poprzez który najpierw oni, a w konsekwencji wszyscy ludzie utracili poczucie więzi z Bogiem, tego, że jesteśmy kochani dla nas samych. Od tego momentu, wszyscy staramy się zabezpieczyć swoje życie na wszystkich możliwych płaszczyznach. W tym kontekście zaparcie się samego siebie oznaczałoby, odrzucenie tego bronienia siebie, swoich racji, a w zamian powrót do Boga jako naszego Stwórcy i Kyriosa.
Posłużę się tutaj przykładem z mojego życia, w gruncie rzeczy z ostatniego miesiąca.
Od jakiegoś czasu przymierzałem się do zmiany samochody. Posiadany przeze mnie 18 letni Volkswagen Passat zaczynał się już sypać i doprowadzenie go do stanu gwarantującego pewien komfort, wymagało sporych nakładów finansowych. po paru miesiącach noszenia się z tą myślą, dosyć nagle podjąłem decyzję o zmianie Passata na Golfa. Ponieważ chciałem dokonać tego poprzez tę samą firmę, uważałem, że podobnie jak poprzednio mogę zaufać, że nie zostanę oszukany i za niewygórowaną cenę otrzymam dobry produkt. Przynajmniej na tyle, żebym nie musiał od początku zbyt wiele do niego dokładać. Różne dobre dusze ostrzegały mnie przed kupowaniem w ciemno, kierując się tylko opisem. Ja jednak byłem głupi, jak Nabal i uważałem, że mogę zaufać firmie. Aliści tym razem się nieco zawiodłem, już na wstępie trzeba było dołożyć sporo do wyjściowej ceny, bo wiele spraw było mocno zużytych. Gdy wsiadłem do samochodu, byłem bardzo zadowolony, samochód nieduży, zgrabny, dobrze się prowadził. W ciągu pierwszego miesiąca przejechałem 2400 km, z tego ca 1600 km po szosach na długich dystansach, reszta w mieście. Silnik oszczędny zużył średnio 6 l/100km. Je3stem więc w sumie zadowolony. Byłbym nawet bardzo zadowolony, gdyby nie konieczność kolejnych napraw. Wymiana bardzo zużytego ogumienia, silnik tylnej wycieraczki, alternator, zamek lewych tylnych drzwi, nie działająca klimatyzacja. Wszystko te spore koszty złościły mnie, że gdybym pieniądze włożone w te wszystkie naprawy dołożył do ceny samochodu, mógłbym dostać auto znacznie młodsze i bez tylu usterek. Złościłem się na sprzedawcę, że niesolidny, złościłem się na siebie, żem głupi i nie posłuchałem dobrych rad, by nie kupować kota w worku.
No dobrze, ale jak ta cała historia ma się do zapierania siebie i brania Krzyża w chodzeniu ścieżkami Jezusa?
Otóż ma, i to bardzo. Stary człowiek we mnie namawia mnie stale i wciąż, nagłośnij sprawę, walcz o swoje, domagaj się jakiś pieniędzy, rekompensaty itd itp. Ale Jezus Chrystus uczy mnie od lat, nie dochodź swego, zabrano ci suknię, dołóż płaszcz. Mam więc na siebie brać konsekwencje tak swoich, jak i cudzych grzechów. Zaprzeć się siebie i wziąć na siebie całą sprawę, ufając, że Pan wyprowadzi z niej jakieś dobro, może dla mnie, może jeszcze dla kogoś. Powiecie sobie, oj jaki ten Antoni naiwny, dalejże, trzeba oskubać go jeszcze mocniej. Ale skoro Pan dopuścił do takiej sytuacji, to kimże ja jestem, bym miał wierzgać przeciw ościeniowi.
A Krzyż? gdzie w tym wszystkim jest mój krzyż, który mam brać na siebie każdego dnia?
Ano myślę, ze sam dla siebie jestem krzyżem i branie go każdego dnia to akceptować siebie jakim jestem. Przywiązany do pieniędzy. Człowiek, któremu nic nie można powiedzieć, bo jest natychmiast oburzony, "dobry, pokrzywdzony". Niesienie krzyża to przylgnięcie do Bożej Miłości, ufając, że i mnie dotyczy Zbawienie dokonane na Krzyżu Jezusa Chrystusa.