wtorek, 4 czerwca 2013

Być jak Nabal


Dziś trafiłem na teksty z godziny czytań godzące prosto w moje serce. To ja jestem człowiekiem grzeszącym językiem. To ja jestem człowiekiem, którego nie może spotkać żadna przeciwność, żadna uwaga. To ja muszę mieć zawsze rację. Ot taki Nabal ze mnie.
Dlaczego tak myślę? Ano bo fakty są przeciwko mnie, a jest ich wiele. Przytoczę tylko jeden, ale zdarza się ich co chwila więcej. Ten opisuje, bo uzewnętrzniłem go wobec świadków.
Otóż wczoraj miałem spotkanie kursowe z okazji 3 rocznicy święceń. Ponieważ wczoraj upływał termin oddania dokumentów konkordatowych w USC, chciałem wyjechać wcześniej, by załatwić sprawę. Musiałem jednak wpisać do książki stosowne dane z dokumentów. Powinno być trzy i jednego nie mogłem odnaleźć. Dzwoniłem więc do kolegów z pytaniem czy wiedzą gdzie mógł się ów dokument „zadziać”, ale nikt nic nie wiedział. Kolega, który ów „brakujący” ślub błogosławił, stwierdził, dokumenty podczas ślubu były i nie ma pojęcia co by mogło się z nimi stać. W tym momencie właśnie demon wszedł w moje serce i zacząłem owego kolegę osądzać, że się nie interesuje niczym, że wszystko ma w d…. CO gorsze zacząłem te moje sądy uzewnętrzniać wobec księdza proboszcza i jeszcze innego kolegi. Wyrażałem się bardzo krytycznie, nie powtórzę jakich słów używałem, bo uchodzą za nieprzyzwoite. W tym momencie kolega wyjął mi z rąk papiery i wyłuskał dokumenty przeze mnie poszukiwane. Można sobie wyobrazić, jeśli ktoś ma choć trochę wyobraźni, jak było mi wstyd.
 
Z Listu świętego Jakuba Apostoła 3, 1-12
Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym
 Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd. Wszyscy bowiem często upadamy.
Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jeżeli przeto zakładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki odpowiada woli sternika.
Tak samo język, mimo że jest małym członkiem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało, i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia. Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich można ujarzmić i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać, to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi.
Czyż z tej samej szczeliny źródła wytryska woda słodka i gorzka? Czy może, bracia moi, drzewo figowe rodzić oliwki albo winna latorośl figi? Także słone źródło nie może wydać słodkiej wody.

 
Z nauk duchowych św. Doroteusza, opata
(Nauka 13, 2-3)
Złudny pokój duszy
 Ten, kto samego siebie oskarża, ilekroć spotka się z przeciwnością, krzywdą, zniewagą czy jakimkolwiek innym utrapieniem, przyjmuje wszystko pogodnie, wszystko uważa za słuszne i w najmniejszym stopniu nie doznaje niepokoju. Czyż może być coś bardziej spokojnego ponad takiego człowieka?
Ktoś jednak mógłby powiedzieć: "Jakże mogę siebie samego oskarżać, skoro mój brat postępuje ze mną niesprawiedliwie, mimo iż, jak stwierdzam, nie dałem żadnego powodu?"
Otóż jeśli ktoś przejęty bojaźnią Bożą zbada sam siebie, zauważy na pewno, iż w rzeczywistości dał powód czynem, słowem lub zachowaniem. Jeśli zaś stwierdzi, iż w żadnej z tych spraw nie dał powodu, zapewne wyrządził przykrość kiedy indziej, w tej lub w innej sprawie, bądź wreszcie zawinił wobec kogoś zupełnie innego. Toteż z tego powodu, lub nawet z powodu innych jeszcze przewinień ponosi teraz zasłużoną karę.
Może się też zdarzyć, że ktoś zachowujący - jak sam mniema - zupełny spokój i skupienie, czuje się dotknięty obraźliwym słowem brata. Sądzi zatem, iż słusznie gniewa się mówiąc: Gdyby nie przyszedł, nie ubliżył mi i nie rozgniewał, nie popełniłbym grzechu.
Jest to oczywiście złudzenie i fałszywe rozumowanie. Czyż ten, kto wypowiedział kilka słów rzeczywiście przyniósł niepokój i wzburzenie? On ujawnił to, co już było w człowieku, aby jeśli zechce, mógł czynić pokutę. Taki człowiek podobny jest do chleba pszennego, o pięknym wyglądzie, który po rozłamaniu ukazuje swe zepsucie. Sądził, iż jest pełen pokoju, ale wewnątrz kryły się namiętności, o których nie wiedział. Niech tylko przyjdzie brat i powie słowo, a natychmiast ujawnia się zepsucie i brud ukryty w sercu. Dlatego jeśli człowiek taki pragnie dostąpić miłosierdzia, niechaj żałuje, niech się oczyści, niech się udoskonali, a wtedy zobaczy, iż należy raczej dziękować bratu, który stał się powodem tak wielkiego pożytku.
Odtąd nie utrapią go żadne doświadczenia, ale im bardziej postąpi, tym mniej będzie je odczuwał. O ile bowiem dusza postępuje w doskonałości, o tyle staje się mocna i zdolna znosić wszelkie napotkane przeciwności.

Tak to właśnie u mnie wygląda. Chciałbym być doskonałym, a widzą że jestem nikim, niczym plus grzech