sobota, 11 sierpnia 2012

Bezradność

Dziś wspominamy w Kościele św. Klarę
Klara urodziła się w Asyżu w roku 1193.
Idąc w ślady św. Franciszka założyła zakon żeński
oparty na jego Regule.
Zmarła 11 sierpnia 1253 r.
w klasztorze św. Damiana w Asyżu.

Czytamy Ewangelię z dnia (sobota XVIII tydz. zwykły)
Mt 17, 14-21
Gdy przyszli do tłumu, podszedł do Niego pewien człowiek i padając przed Nim na kolana, prosił: "Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić". Na to Jezus odrzekł: "O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć? Przyprowadźcie Mi go tutaj!" Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie. Wtedy uczniowie zbliżyli się do Jezusa na osobności i pytali: "Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić? On zaś im rzekł: "Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: "Przesuń się stąd tam!", a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was. "Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem"

W książeczce, z której już kiedyś korzystałem Ewangelia 2012, znalazłem komentarz do tej Ewangelii:
Są takie sytuacje, że człowiek czuje się bezradny. Nie widzi wtedy sposobu rozwiązania pewnych problemów, gubi się i traci nadzieję. Cóż może uczynić rodzic, który ma chore dziecko? Czasem chodzi od lekarza do lekarza i nic. Choroba nie ustępuje, kurczą się fundusze, a sytuacja robi się coraz trudniejsza.
Ojciec, który miał syna chorego na epilepsję, dotarł do Jezusa. Wcześniej był u Jego uczniów, ale niestety nie mogli sobie z tym przypadkiem poradzić. Dopiero dotarcie do Jezusa dało właściwy owoc. Zły duch opuścił chłopca i mógł cieszyć się zdrowiem.
Dlaczego jednak Jezus robi wyrzuty mówiąc: O plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć? Myślę, że Jezusowi chodzi o pewną naszą postawę, kiedy przychodzimy do Niego prosząc o ratunek. Jest to postawa roszczeniowa. Jesteśmy przecież pobożni, spełniamy wiele praktyk dobrych, a tu nagle spotyka nas katastrofa, choroba własna lub kogoś bliskiego, niemożnośc porozumienia się w rodzinie, z dziećmi, z współmałżonkiem, w pracy, każdy ma jakiś krzyż, i bywa, że trudno go udźwignąć. Przychodzimy w naszej bezradności do Jezusa z pretensją, domagając się wyrównania rachunków. Jezus mówiąc powyższe zdanie, zwraca nam uwagę: dlaczego nie chcesz zaakceptować swojego krzyża. Ojciec daje krzyż dla naszego nawrócenia, a my próbujemy się go pozbyć wchodząc w handel, naszymi dobrymi uczynkami z Jezusem. Ja tobie Panie Boże to, a Ty mi tamto. Ale mimo pewnego wyrzutu Jezus przecież pochyla się nad naszymi biedami i pomaga, leczy. Ale zwraca zawsze nam uwagę na stan naszej wiary. Interesujący jest fragment tego dialogu między Jezusem a ojcem dziecka, właśnie na ten temat, zapisany w Ewangelii św Marka:
Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?" Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam." Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy." Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!"
Kilka dni temu, problem wiary wypłynął najpierw w formie lekkiego wyrzutu pod adresem Piotra, "czemu zwątpiłeś, małej wiary", a także w pochwale wiary kobiety kananejskiej, "wielka jest twoja wiara, niewiasto". Wiara kananejki wypływała z jej wielkiej pokory, pełnej świadomości, że nie ma prawa niczego się od Jezusa domagać, że wszystko jest łaską. Dziś znowu stajemy wobec problemu naszej wiary. Gdy brak nam wiary, wołajmy z ojcem epileptyka: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!"
I nie zapominajmy, że obok modlitwy, konieczny jest post jako działanie wspomagające w naszym szturmowaniu do nieba.
(kiedyś już pisałem na tych łamach na ten temat)