niedziela, 31 sierpnia 2014

Rzecz o grzechu, cierpieniu i umieraniu. Kilka myśli od św. Jana Pawła II zapożyczonych!

Wybacz czytelniku, że tym razem tekst jest dosyć długi, ale zachęcam do lektury, bo temat myślę jest ważny i warto mu poświęcić nieco czasu.

Czas wakacji jest dla mnie zawsze trudny, gdyż wypada podczas miesięcy letnich, gdy wysoka temperatura utrudnia myślenie, a ponieważ łatwo się pocę, najchętniej siedziałbym w samych bokserkach, w ciemnym pokoju nigdzie z niego nie wychodząc, chyba że pod chłodny prysznic. Zawsze w takim wypadku stawiam sobie pytanie co robić, czym się zająć, by nie rozpłynąć się w świecie nudy. Pomagają mi zwykle książki, które zabieram ze sobą na wakacje. Problemem jest zawsze, jakie książki zabrać ze sobą. Jestem już w tym wieku, że niezbyt chętnie szukam nowości. Kiedyś dałem się skusić i zacząłem czytać modną, reklamowaną powieść, dość prędko okazało się, że jest to pornos, brutalny i mocno wulgarny. Udało mi się go pozbyć, ale teraz jestem ostrożniejszy. Sięgam po starych wypróbowanych przyjaciół, często z lat dziecinnych i młodości. Tak przeczytałem ostatnio, Kiplinga - „Księgę dżungli”, „Stalky i spółka” oraz „Kim”; Twaina - „Przygody Tomka Sawyera”; Conan Doyla - „Pies Baskerwilów”; Conrada - „Lord Jim”. Ostatnio czytam Verne’a - „20 000 mil podwodnej podróży”, oraz Trylogię Sienkiewicza.
Ale nie martw się mój czytelniku, jeszcze nie do końca zdziecinniałem. Zabieram ze sobą, też coś poważniejszego. Tym razem na mojej półce odkryłem książkę ks. Józefa Tarnawy SJ „Katecheza o cierpieniu i umieraniu w nauczaniu Jana Pawła II”. Temat jest mi bliski, stykam się z problemem cierpienia i śmierci coraz częściej, pytają mnie o to ludzie, których spowiadam, a że sam coraz bardziej zbliżam się do wieku, w którym człowiek spotyka się z chorobą, cierpieniem i śmiercią, próbuję znaleźć odpowiedź na fundamentalne dla każdego z nas pytanie: dlaczego cierpimy, dlaczego umieramy, czy w tym wszystkim jest jakiś sens?
Święty Jan Paweł II wiele miejsca w swoim nauczaniu poświęcił sprawie cierpienia, a ks. Tarnawa pozbierał to wszystko, uporządkował i w przystępny sposób przedstawił we wspomnianej wyżej swojej pracy doktorskiej. To o czym chcę mówić w tej notatce, będzie więc skondensowanym wyborem myśli JP II.
Niestety jestem na tyle bezczelny, że z owej książki Ojca Tarnawy formalnie zżynam całymi garściami, całe akapity i nie zaznaczam tego w przypisach. Niech mi to będzie wybaczone.

Cierpienie samo w sobie zawsze jawi się nam jako zło, dotykające nas w sferze fizycznej, psychicznej lub moralnej. Szukamy jego źródeł w otaczającym nas świecie, ale najczęściej sprawcami cierpienia jesteśmy my sami, ludzie. Genezy ludzkiego cierpienia i umierania szukać należy w samej naturze człowieka, która podlega procesom nieuchronnie związanych z cierpieniem. Podlegamy prawom biologii, wzrostu, rozwoju a następnie degradacji i umierania. Ludzkie cierpienie domaga się wyjaśnienia jego istnienia, przyczyn, sensu i celowości, co dotyka każdego z nas a szczególnie, gdy stajemy w obliczu nadchodzącej śmierci. Takie pytania dotyczą samego początku, źródła zła cierpienia i śmierci.
Jakie więc jest źródło zła, dotykające nas poprzez cierpienie? Objawienie wskazuje na grzech, jako podstawowe źródło cierpienia i śmierci. Skutków zła, jakimi są choroba i śmierć, doświadczamy w realiach codzienności, ale ich korzeń znajduje się znacznie głębiej i dostrzegamy go dopiero w świetle wiary. Pierwszorzędną przyczyną ludzkiego cierpienia jest grzech pierworodny, obciążający całą ludzkość ziemi. Dlatego trzeba szukać wyjaśnienia na płaszczyźnie naszej relacji z Bogiem.
Pojawienie się zła, wynikającego z grzechu, upatrywać należy w nieposłuszeństwie wobec Boga. To nieposłuszeństwo wobec Stwórcy, zerwało więź przyjaźni między człowiekiem a Bogiem. Człowiek przekroczył pewną granicę, nazwaną w Księdze Rodzaju „drzewem poznania dobra i zła”. Była to granica, której nie mogła przekroczyć żadna istota stworzona. Pokusa podsunięta Ewie przez węża, skłoniła ją do przekroczenia tego zakazu. „gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3, 5). W tym miejscu konieczna jest mała uwaga natury językowej. W języku Biblii znać to tyle samo co decydować. Pokusa straszna, być jak Bóg, samemu decydować co dobre a co złe, co słuszne a co nie.
Nieposłuszeństwo wobec zakazu Bożego, to przekroczenie granicy, która dla woli i wolności człowieka jest nieprzekraczalna. Zło tego nieposłuszeństwa polega na podważeniu prawa Boga Stwórcy, który jest jedynym i ostatecznym źródłem ładu moralnego, aby samemu w świecie stworzonym stanowić własne prawo. A skoro to Bóg jest jedynym i suwerennym źródłem stanowienia o dobru i złu, człowiek nie może sam z siebie decydować co dobre a co złe. Istotą nieposłuszeństwa, podstawowym wymiarem grzechu, jest odrzucenie tego źródła, by samemu zająć jego miejsce. Jest to więc akt wolności człowieka, ale pod ludzką warstwą działają mroczne i nieuchwytne czynniki. Ludzka świadomość spotyka się z mocami zła.
Nieposłuszeństwo pierwszych rodziców wobec Boga jest najbardziej wewnętrzną i ciemną istotą grzechu, wpisaną w ludzką historię, jako dramatyczny akt naszych dziejów. Skutki tego dramatu odczuwamy wszyscy aż do dziś w różnych formach, do radykalnego ateizmu włącznie. W naszych czasach objawia się to w tzw humanizmie ateistycznym, który jest niesłychanie niebezpieczny. Człowiek pozbawiony istotnego wymiaru swojej egzystencji – Absolutu – skazany zostaje na najgorszą degradację. Można to obserwować w naszej epoce poniżania człowieka w stopniu wcześniej nie znanym.
Czym jest grzech?
Jego naturę można w pewnym sensie pojąć w kategoriach wolności, którą Bóg podarował każdemu z nas ludzi. To wielki dar służący osobie i jej spełnieniu. Niestety bywa, że wolność absolutyzujemy w kategoriach indywidualistycznych, co prowadzi do ogołocenia jej z pierwotnej treści, oraz do przekreślenia jej najgłębszego powołania i godności. Dzieje się tak dlatego, że wolność w Bożym zamyśle ma charakter relacyjny, a jej absolutyzowanie prowadzi do autodestrukcji i do zniszczenia drugiego człowieka obok nas. W konsekwencji człowiek zamyka się w egoizmie, odrzucając prawdę obiektywną jako zasadę postępowania, kierując się własną, subiektywną opinią, często zmieniającą się. A ponieważ obok mnie jest ktoś drugi, znajdujący się w analogicznej sytuacji, staje się on moim wrogiem, którego muszę zniszczyć. Przy takim pojmowaniu wolności społeczeństwo ulega atomizacji, staje się zbiorowiskiem jednostek żyjących obok siebie. Każdy usiłuje realizować swoje własne cele wbrew lub niezależnie od innych, pragnąc jedynie uzyskać maksimum osobistych korzyści. Bywa, że gdzieś w głębi serca czujemy, że takie pojmowanie wolności jest niewłaściwie, ale paraliżujący nas strach przed utratą czegoś z naszego ja, skłania nas do zamykania się w sobie. Często nawet potrafimy to ubrać w ładne i pobożne piórka.
Wracając do źródeł ludzkiego cierpienia i umierania, w pierwszej kolejności należy wspomnieć grzech pierworodny. To on sprawił, że naszemu ziemskiemu pielgrzymowaniu, towarzyszy zawsze cierpienie, choroba, wreszcie śmierć. To one należą do kondycji człowieka i są wynikiem grzechu pierworodnego, choć niekoniecznie związane są z winą poszczególnej osoby. W „Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym” czytamy: „Człowiek stworzony przez Boga w stanie sprawiedliwości, za poduszczeniem Złego już na początku historii nadużył swej wolności, przeciwstawiając się Bogu i pragnąc osiągnąć swój cel poza Nim” (KDK 13). Popełniając nieposłuszeństwo wobec Boga, człowiek zniszczył jedność, która była jego udziałem w stanie pierwotnej sprawiedliwości. Pokój i harmonia uległa zniszczeniu i to zarówno w relacji do Boga, jak i do własnego ja człowieka, także do innych oraz całego świata przyrody. Biblia opisuje nową sytuację człowieka w świecie stworzonym jako dramatyczną i bolesną. Mężczyzna będzie w trudzie zdobywał pożywienie, a kobieta rodzić będzie w bólu. Ponadto grzech pierworodny sprowadził na człowieka nieuchronną śmierć, jako zakończenie jego życia na ziemi.
Tej mysterium iniquitatis (tajemnicy nieprawości) nie można do końca pojąć ani zrozumieć. Zaistniała na gruncie wolności i kłamstwa, gdy człowiek idąc na skróty odwrócił się od prawdy, by pójść za ojcem wszelkiego kłamstwa, odrzucając stwórczą i zbawczą Miłość. Reflektując nad istotą grzechu człowieka, należy zwrócić uwagę niepojęty i niewyobrażalny ból skryty w „głębokościach Bożych”, w samym sercu zranionej i odrzuconej Miłości i Daru z powodu grzechu człowieka. Opowiedzenie się przeciwko Bogu , który jest Bytem doskonałym, co wyklucza wszelki ból wynikający z braku lub zranienia, to jednak nie można zapomnieć, że właśnie w „głębokościach Bożych” jest miłość ojcowska. Ta Miłość w konfrontacji z grzechem człowieka stwierdza językiem biblijnym: „żal mi, żem stworzył człowieka” (Rdz 6, 7). Bóg okazał się Ojcem współczującym człowiekowi, który dzieli z nim ból. Ten ból Ojca zrodził przedziwną ekonomię Miłości odkupieńczej w Jednorodzonym Synu. W ten sposób Jezus Chrystus swoją męką i śmiercią na krzyżu, jako Baranek Boży, nie tylko objawia zbawczą i współczującą miłość Boga, ale również przez swoje posłuszeństwo „aż do śmierci” zwyciężył grzech i odkupił świat.
Należy w tym miejscu zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt skutków grzechu, źródle cierpienia i śmierci. Św. Paweł pisze, że w Adamie wszyscy zgrzeszyli, z czego wynika, że od tej pory ludzka natura po grzechu nie jest już tą, którą mieli pierwsi rodzice, świętą i sprawiedliwą, dzięki której byli wolni od zła, cierpienia i śmierci. Człowiek został pozbawiony nie tylko łaski uświęcającej, dającej nieśmiertelność i niecierpiętliwość, ale także został głęboko zraniony w swoich siłach naturalnych, zwłaszcza rozumu i woli. Dziś człowiek odrzucając tę prawdę, nie potrafi bez niej wytłumaczyć sobie ogromu zła w ludzkim świecie. Podsumowując, chociaż nie można w każdym przypadku stosować zawężonego kryterium bezpośredniej zależności cierpienia od grzechu, to jednak nie da się odrzucić tezy o wielorakim uwikłaniu w grzech jako podłoża ludzkich cierpień.
Tym samym grzech pierworodny nie tylko jest korzeniem i źródłem wszelkich grzechów, oraz wszelkiego cierpienia. Jest również źródłem wszelkiego nieporządku moralnego. Ma charakter dziedziczny i utrwala w człowieku skłonność do zła. Człowiek odziedziczył grzeszność utrwalającą w nim zarzewie grzechu, czyli skłonność do naruszania porządku moralnego, odpowiadającego rozumnej naturze i osobowej godności człowieka. Św. Jan w swoim liście nazywa to pożądliwością: ciała, oczu i pychą żywota.
Widać więc złożoność problemu zła i jego konsekwencji – cierpienia. Zawsze jednak u podłoża mamy do czynienia z grzechem człowieka. Czasem trudno jest nam tę rzeczywistość zaakceptować, szczególnie gdy mamy do czynienia z cierpieniem niewinnych. Ale tam gdzie ludzki umysł napotykając na mur ciemności i niezrozumienia przyjmuje postawę buntu, tam Boże Objawienie wprowadza nas w tajemnicę ludzkiego cierpienia wskazując na Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, Cierpiącego Sługę i Męża Boleści. Jezus Chrystus, Niewinny Baranek swoją męką i śmiercią krzyżową zgładził grzechy świata i przywrócił nam ludziom utraconą przez grzech godność dziecka Bożego. Dlatego w chrześcijańskim rozumieniu, płacz i lament cierpiących, zwłaszcza niewinnych, zwłaszcza dzieci, nie ma spotykać się z ostrym protestem, ani być uważanym za skandal. Jest to raczej nadzwyczajna, czysta modlitwa błagalna, wznoszona z ziemi do tronu Bożego, aby wszyscy ludzie zostali wyzwoleni i oczyszczeni od zła, prowadzili życie zgodne z Bożym Objawieniem, by byli prawdziwymi dziećmi Bożymi.
W tym miejscu drogi czytelniku możesz spytać, a kto w takim razie jest sprawcą cierpienia i śmierci? Św. Jan Paweł II wskazuje na Księcia Ciemności – szatana, przypominając co na ten temat mówi Księga Mądrości: „Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było […]. Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” (Mdr 1, 13-14; 2, 23-24). Papież przywołuje też nauczanie Kościoła przedstawione na Soborze Laterańskim IV (1215r.), które mówi, że diabeł i inne demony zostały przez Boga stworzone jako duchy dobre, a stały się złymi z własnej woli, odrzucając Boga, wbrew prawdzie o Dobru najwyższym i ostatecznym, którym jest sam Bóg. Istniejący podział na duchy dobre i złe nie wyniknął ze stwórczego działania Boga, ale z korzystania z wolności należącej do ich duchowej natury. Duchy dobre wybrały Boga za swe najwyższe i ostateczne dobro. Złe natomiast w duchu sprzeciwu czy wręcz nienawiści, która przerodziła się w bunt, odwróciły się od swego najwyższego i ostatecznego Dobra, odrzuciły Jego zaproszenie do wiecznej przyjaźni i całkowitego zjednoczenia przez miłość. Owo „nie będę służyć” (Jr 2, 20) wypowiedziane przez szatana jest aktem buntu, chce on mieć swoje własne królestwo. Określając siebie przeciwnikiem Stwórcy niszczy wszelkimi sposobami zamysł miłującej Mądrości i Opatrzności Bożej w stosunku do stworzeń. W tym też znaczeniu ostateczną przyczyną zła, grzechu i wszelkich wynikłych konsekwencji jest szatan. A najcięższym dziełem szatana było doprowadzenie pierwszych rodziców do grzechu nieposłuszeństwa Bogu. Człowiek zwiedziony przez złego ducha, nadużył swojej wolności, chcąc osiągnąć swój cel poza Nim. Grzech odsłania tajemnicę zła istniejącego w świecie. W swojej istocie, grzech zawiera radykalne zaprzeczenie tego kim jest Bóg, zaprzeczenie istniejącego w człowieku podobieństwa do Boga.
W konsekwencji grzechu pierwszych ludzi szatan zdobył w pewnej mierze panowanie nad człowiekiem, co wyraża się wpływem na dyspozycje ludzkiego ducha, a w pewnym stopniu i ciała. Przez kłamstwo: „otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło.” (Rdz 3, 5) udaje się szatanowi przedstawić Boga jako przeciwnika stworzenia, a zwłaszcza człowieka. Szatan wmawia, że Bóg poprzez zakazy, ogranicza wolność człowieka, zaszczepiając w naszych sercach wirusa sprzeciwu i wrogości wobec Boga. Patrzymy na Niego jak na przeciwnika a nie jak na kochającego Ojca. I niestety nie jest to tylko historia z zamierzchłych czasów, to samo dzieje się często i dziś. Takie postrzeganie Boga, prowadzi nie tylko do Jego odrzucenia, ale wręcz do ogłoszenia Jego śmierci.
Św. Jan Apostoł w swoim liście pisze: „Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka. Wiemy, że jesteśmy z Boga, cały zaś świat leży w mocy Złego” (1J 5, 18-19). Te słowa wskazują na obecność szatana w świecie, w ludzkiej historii. Jego obecność i działanie nasila się w miarę, jak człowiek i społeczeństwa oddalają się od Boga, gdy ludzie zaprzeczają istnieniu Boga, wtedy szatan może działać najskuteczniej.
Sobór Watykański II w Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w Świecie Współczesnym zwraca uwagę na konieczność podejmowania walki z szatanem. (KDK 13, 37) W tej walce nie jesteśmy sami, zawsze przyświeca nam światło, Jezus Chrystus.
Jak więc określić związek grzechu i cierpienia?
Chociaż choroba i cierpienia mają swoje ostateczne źródło w grzechu, to nie należy ich utożsamiać w każdym poszczególnym przypadku z karą za grzech. Choroba i cierpienie są częścią kondycji człowieka i w rezultacie są wynikiem grzechu pierworodnego, lecz niekoniecznie są winą poszczególnej osoby. Cierpienie nie jest karą za grzechy, ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle Bożej Miłości, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje. Cierpienie zostało związane z miłością. Najpełniej widzimy tę prawdę, kontemplując Krzyż Jezusa Ukrzyżowanego. W Bożej ekonomii, cierpienie jest środkiem prowadzącym do zbawienia. Można powiedzieć, że cierpienie jest sługą Miłości.
Nie należy tego rozumieć jakoby zło wynikało z Bożego planu miłości. W cierpieniu nie należy też dopatrywać się fatalizmu, w rodzaju starożytnej pieśni wielkopostnej: „cierp, cierp duszo moja, a będziesz zbawiona; bo jak nie wycierpisz, będziesz potępiona”. Nic z tych rzeczy. W cierpieniu należy dostrzec raczej próbę, której na wzór Jezusa, jesteśmy poddawani. Jezus będąc niewinnym, podjął Krzyż dla zgładzenia ludzkich grzechów i w ten sposób stał się sprawcą zbawienia dla nieskończonej liczby ludzi. Mamy uczyć się od Jezusa zaufania Bogu oraz postawy zgody na pełnienie Jego woli. Jezus w Ogrójcu prosił o uwolnienie od cierpienia, tym nie mniej przyjął je dobrowolnie. Tym samym wyraził solidarność z każdym ludzkim cierpieniem, także tych najbardziej niewinnych.
Właśnie w kontekście tajemnicy ludzkiego cierpienia, chcę postawić pytanie o jego sens.
To cierpienie prowokuje nas, by takie pytanie postawić. Są to pytania bardzo trudne i nie łatwo dać na nie prostą odpowiedź. Często prowadzą wręcz do negacji Boga. Mimo to, nie wolno nam uchylać się od szukania odpowiedzi na takie pytanie, gdyż dopiero znając odpowiedź, może człowiek w każdej sytuacji swojego życia sprostać bardzo trudnemu wyzwaniu własnego człowieczeństwa i zaakceptować swoją śmiertelną naturę z wszystkimi jej konsekwencjami, jakimi są cierpienie, choroba i sama śmierć. Odpowiedź na to pytanie tłumaczy, że w odwiecznym planie Bożym pojawiające się w dziejach człowieka zło, zwłaszcza zło moralne, jakim jest grzech, zostaje podporządkowane dobru odkupienia przez zbawczą mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. W Nim, Bóg wyprowadza ze zła dobro, czego wyrazem było odkupienie człowieka poprzez cierpienie Jednorodzonego Syna Bożego i Jego śmierć na Krzyżu stanowiącą ofiarę za grzechy świata. Dopiero w świetle tajemnicy niewinnego Baranka cierpiącego za grzechy świata i biorącego na siebie wszystkie ludzkie cierpienia, można wejrzeć w tajemnicę ludzkiego cierpienia.
Podsumowując nauczanie papieskie o cierpieniu widzimy je jako karę za grzech, ale równocześnie może być ono próbą pozwalającą człowiekowi przerastać samego siebie i w ten sposób rozwijać się duchowo. Jest to możliwe poprzez zwracanie się ku Chrystusowi i Jego odkupieńczemu cierpieniu, w którym nie tylko przezwyciężył grzech i zło leżące u podstaw ludzkiego cierpienia, ale też nadał mu sens i nadprzyrodzoną wartość. Tym samym każde ludzkie cierpienie poprzez współuczestnictwo polegające na dopełnianiu cierpień Chrystusa (por. Kol 1, 24), nabiera zbawczego charakteru i staje się nieocenionym skarbem dla dobra Kościoła i świata.
Na zakończenie należy spróbować jeszcze odpowiedzieć, kto tak naprawdę jest sprawcą cierpienia?
Mamy często pokusę, by to Boga obwiniać za cierpienie moje, świata, a zwłaszcza za cierpienie niewinnych. JP II patrzy na ten problem inaczej, szerzej. Na grzech będący źródłem wszelkiego zła należy patrzeć z szerokiej perspektywy antropologicznej i widzieć w nim integralną część prawdy o człowieku. Trzeba wnikliwie spojrzeć na siebie i uznać pokornie prawdę, że jestem grzesznikiem zdolnym do popełnienia każdego grzechu i będącym skłonnym do popełnienia tego grzechu. Ewangelia nie oznacza jednak pobłażliwości dla grzechu, pobłażliwości dla zła, zgorszenia, wobec krzywdy czy zniewagi wyrządzonej drugiemu człowiekowi. Człowiek nad grzechem, jako złem popełnianym świadomie i dobrowolnie, powinien panować i stale go przezwyciężać (por. Rdz 4, 6-7). Grzech, który wciąż trwa w ludzkich dziejach, ma bowiem swoje źródło i swoje korzenie w sercu i sumieniu człowieka. Istnienie grzechu prowadzi do zakłócenia równowagi, której doświadcza dzisiejszy świat. Doświadczamy wielu ograniczeń, pragnąc jednocześnie nieograniczania niczym samego siebie. Wśród wielu ponęt wciąż musimy wybierać i wyrzekać się niektórych. Co więcej, będąc słabym i grzesznym, często czynimy to czego byśmy nie chcieli czynić, zamiast tego co chcielibyśmy (por. Rz 7, 14nn). Dlatego też cierpimy wewnętrzne rozdarcie w samych sobie a z tego z kolei rodzą się rozdarcia w społeczeństwie. Stąd prosta droga do osłabienia wrażliwości na Boga, która prowadzi do materializmu praktycznego, indywidualizmu, utylitaryzmu i hedonizmu. Liczy się tylko dobrobyt materialny, wydajność ekonomiczna, konsumpcja i przyjemności czerpane z życia. W gruncie rzeczy liczy się jedynie moje ego, by mi było dobrze, bez zwracania uwagi na konsekwencje. Niezrozumiałe i nie do przyjęcia , staje się cierpienie, choroba, poświęcenie i trudy związane z prokreacją, opieką nad ludźmi nieuleczalnie chorymi, starcami, upośledzonymi, kalekami. Stąd jeden krok do eugeniki, eutanazji, aborcji, wyrzuceniem na margines, poza społeczeństwo wszystkich nieprzystosowanych, nie dających sobie rady w życiu, poharatanych i pokrzywdzonych życiowo. Jeden krok i wpadamy w totalitaryzm typu faszystowskiego czy bolszewickiego. Dziś równie łatwo jak przed stu laty. Takie patrzenie na człowieka, sprowadza go do roli użytkowego przedmiotu, albo źródła dochodu. Takie traktowanie bliźniego JP II nazywa grzechem przeciwko godności człowieka i jego fundamentalnym prawom; jest wykroczeniem przeciwko VII przykazaniu zabraniającemu czynów, które z jakiejkolwiek motywacji prowadzą do zniewolenia ludzkich istot, do przesłonięcia ludzkiej godności. Przeciwstawienie się temu wymaga budowania „cywilizacji miłości”, do której powinny zmierzać wszelkie ludzkie wysiłki we wszelkich aspektach życia. Świat stanie się bardziej ludzki, gdy miłość stanie się potężniejsza niż grzech.