poniedziałek, 10 czerwca 2013

Wskrzeszenie syna wdowy

9 czerwca 2013. Na Wertepach
Na początek, żeby było wiadomo o co common Ewangelia z jutra

"Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz! Potem przystąpił, dotknął się mar - a ci, którzy je nieśli, stanęli - i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań! Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go je...go matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie. "
Historia o wskrzeszeniu, uzdrowieniu jakich wiele. Syn zmarł, matka płacze, Jezus wskrzesza. W pierwszym czytaniu Eliasz, prorok, robi praktycznie to samo, tylko nie swoją mocą. Ale historia niesamowicie podobna. I nic nie było tu takiego, gdyby nie istotne detale!
Zarówno i Eliasz jak i Jezus spotykają wdowę z jedynym synem. Wdowa w tamtych czasach z jednej strony miała przywileje,ale z drugiej strony wielokrotnie nie były one przestrzegane. Uważano,że należy do gorszej grupy ludzi; ludzi, którym w życiu nie wyszło.
Żydzi i chrześcijanie mieli za zadanie opiekować się wdowami i sierotami.
Tym kobietom szczególnie nie poszło. Nie dość,że wdowy, to właśnie zmarł im jedyny syn. Zostały zupełnie same. Na tamte czasy oznaczało to tyle, co fakt,że nie mają już po co żyć. Dwa przypadki, ta sama sytuacja.
Ciekawe jest jednak coś innego. Eliasz, prosząc Boga by wskrzesił chłopca, mówi: "O Panie, Boże mój! Czy nawet na wdowę, u której zamieszkałem, sprowadzasz nieszczęście, dopuszczając śmierć jej syna?"
Natomiast w Ewangelii czytamy: "Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz!"
Nikt nie ubolewa nad zmarłym, ale nad wdową. Nikt nie mówi: wskrześmy chłopca, by żył, ale pocieszają wdowę i ze względu na nią to się dzieje.
Śmierć, boli tylko tych, co zostają.
Ale jest tu coś więcej. Gdy jesteś taką życiową "wdową", gdy w życiu już Ci nic nie wychodzi, gdy tracisz wszystkich i wszystko, gdzie ludzie gardzą Tobą, gdy czujesz, że już masz serdecznie dość i na koniec dzieje się coś, co zwala Cię z nóg... To właśnie wtedy napotkasz na swojej drodze Tego, który Cię pocieszy; Tego, który "użali się nad Tobą i rzeknie do Ciebie: Nie płacz!". Właśnie wtedy, gdy masz dość.
Twoim zadaniem jest tylko nie odwrócić wzroku.
Ciekawe, że Chrystus nie pojawił się, gdy chłopiec chorował, czy też umierał, ale dopiero, gdy już nieśli go na pochówek. Czasem bywa tak, że tego pocieszenia nie widzimy, nie czujemy, że Ktoś mówi nam "nie płacz!"... ale poczekaj... Jeśli tylko nie odwrócisz twarzy, to zdarzy się coś, co wytrze Twoją łzę.
Jeśli jesteś w swoim życiu taką "wdową", to prorocy stoją po Twojej stronie, a Ten, który ból odrzucenie i samotność zna jak nikt, pochyli się nad Tobą i powie Ci: nie płacz! Ja Jestem.