sobota, 24 sierpnia 2013

I gdzie był Bóg? - reminescencje z lektury

Pytanie zawarte w tytule posta wraca do nas jakże często. Dziś zaczerpnąłem je z Gościa Niedzielnego z 18 sierpnia 2013 roku, ale przecież już tyle razy stawialiśmy sobie to pytanie. W czasie ostatniej wojny światowej w obozach koncentracyjnych takich jak Auschwitz ludzie selekcjonowani do komory gazowej stawiali sobie to pytanie, podobnie było w łagrach Kołymy czy Workuty. Padało to pytanie podczas rewolucji francuskiej, gdy mordowano katolików w Wandei, nie chcących uznać poprawności politycznej, że wszyscy ludzie są braćmi, z wyjątkiem tych, którzy się z tego braterstwa wyłamując marząc o ancien regime. Pytanie to padało w okopach Wielkiej Wojny gdy zmagające się ze sobą armie używały trujących gazów. Także gdy bolszewicy podczas rewolucji październikowej eksterminowali księży, tak prawosławnych jak katolickich uznając ich jako nie nadających się do reedukacji. Już w bieżącym stuleciu pytanie to zadawało sobie wielu ludzi po terrorystycznym ataku na Word Trade Center. Zadawano sobie też to pytanie w Rwandzie w 1993 roku, podczas masakry dokonanej na Tutsi przez Hutu, o czym pisze Marcin Jakimowicz we wspomnianym wyżej numerze Gościa Niedzielnego. Do tego artykułu wrócę za chwilę, ale najpierw chciałbym przypomnieć co na ten temat mówi Pismo Święte.
Łk 13, 1-5
1 W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. 2 Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? 3 Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. 4 Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? 5 Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.
W tym krótkim fragmencie Jezus jakby podsumowuje wszystkie ludzkie tragedie, które ludzie robią ludziom. Stawia je nam jako ostrzeżenie i wezwanie do nawrócenia.
Wymieniałem wyżej różne okropności, które ludzie zgotowali ludziom. Jakimowicz we wspomnianym artykule pisze:
Gdzie był? Weźmy do ręki kalendarz. Rosja wrze, przygotowując bolszewicką rewolucję 1917 roku. Niebawem krew poleje się strumieniami. Wokół wybuchają bomby I wojny światowej. Na krańcu Europy troje pastuszków otrzymuje przesłanie mające przesądzić o losach świata. Maryja mówi, że nadejdzie jeszcze straszliwsza wojna, a Rosja zaleje świat swymi błędnymi naukami. Kto uwierzy niepiśmiennym pastuchom? Kolejny przykład. Przywołuję go nie ex cathedra, ale jako prywatne spostrzeżenie, całkowicie ufając werdyktowi Kościoła, który dotąd nie wypowiedział się o prawdziwości objawień. O Medjugorie, ukrytej w górach Hercegowiny, zabitej dechami wiosce nie usłyszałby nikt, gdyby nie jedno wydarzenie. 24 czerwca 1981 roku kilkoro dzieci ujrzało na wzgórzu Podbrdo postać kobiety. Gospa (po chorwacku Pani) przedstawia się jako: „Kralica Mira” (Królowa Pokoju).
Ludzie przypomnieli sobie ten zwrot, gdy dokładnie w 10. rocznicę objawień (przypadek?) Słowenia ogłosiła niepodległość, co dało początek krwawej wojnie na Bałkanach. Chorwacja wystąpiła z federacji Jugosławii, a armia serbska zaatakowała Słowenię. Świat osłupiał, czytając o masakrze ośmiuset w Srebrenicy, oblężeniu Sarajewa, tysiącach gwałtów…
Rwanda
Temat powracający jak bumerang. Nastolatki z Kibeho twierdzą, że widziały Matkę Jezusa. Powtarzają Jej przesłanie: „Przyszłam przygotować drogę mojemu Synowi, ale wy tego nie chcecie zrozumieć. Czas, który wam pozostał, jest już krótki”. O tych słowach ludzie przypominają sobie dopiero po straszliwej rzezi. Wracają do słów objawień, kupują książki, kserują orędzia… Bardzo płakała 15 sierpnia 1982 roku płakała. Dziewczęta ujrzały Ją przygnębioną, niezmiernie smutną, zalaną łzami. Tego dnia w Kibeho zgromadziło się ponad 10 tys. osób. Dziewczęta dotknęły piekła. Ujrzały przerażające sceny: rzeki spływające krwią, tłum mordujących się nawzajem ludzi, rozrzucone na polach czaszki, ciała bezwładnie walające się po wzgórzach. „Wszystko płonęło. Widziałam głębokie ciemne doły, głowy rozrąbane na pół” – opowiadała Alphonsine, jedna z widzących.
Po 12 latach, gdy wieczorem 6 kwietnia 1994 roku samolot prezydenta Rwandy Juvénala Habyarimany został zestrzelony nad Kigali przez „nieznanych sprawców”, Hutu sięgnęli po maczety. Kraj Tysiąca Wzgórz spłynął krwią, a widzenie stało się faktem. Paramilitarne bojówki Interahamwe, składające się głównie z członków plemienia Hutu, rozpoczęły systematyczne mordowanie ludności Tutsi. Kibeho również spłynęło krwią. Atmosfera była gęsta od agresji. W kościele stłoczył się 5-tysięczny przerażony tłum. Starcy, dzieci, kobiety. Do tej pory świątynie były azylem. Tym razem stało się inaczej. Oprawcy wybili w murze kościoła dziury. Wlali przez nie benzynę. Wrzucili do świątyni granaty. Ci, którzy nie zginęli od wybuchu, spłonęli żywcem. Dziś o wyrąbanych w murze dziurach przypominają ogromne, jaskrawe, fioletowe plamy. Rok później, w kwietniu 1995 roku, na placu objawień dopuszczono się rzezi na uchodźcach wojennych, którzy schronili się w Kibeho. Znów rzekami płynęły stosy trupów. –
Więcej z tego artykułu można znaleźć: na http://gosc.pl/doc/1663601.I-gdzie-byl-Bog
Może jeszcze tyle:
Z Kibeho płynęło przypomnienie, że cierpienia, życiowe zawirowania i rany są kanałami Bożej łaski. 15 maja 1982 roku Nathalie usłyszała: „Nikt nie wchodzi do nieba, nie cierpiąc”, a innym razem: „Dziecko Maryi nie rozstaje się z cierpieniem”. Usłyszała, że cierpienie jest sposobem na odpokutowanie za grzechy świata. Maryja wielokrotnie wzywała do szczerej, gorliwej modlitwy za świat i nieustannego szturmu do nieba w intencji Kościoła, który – jak zapowiedziała – „czekają wkrótce poważne przykrości”. Wezwała do umiłowania modlitwy różańcowej.
W tymże samym numerze Gościa znajduje się wywiad z Ojcem Andrzejem Jakackim palotynem od lat pracującym w Rwandzie. Mówi O. Andrzej:
Okrucieństwo wydarzeń w Rwandzie opisywane było w stylu: „Piekło jest puste – wszystkie diabły zgromadziły się w Rwandzie”. A Bóg był tam nieobecny? On im ustąpił? Na ziemi nie ma miejsca, które by do Niego nie należało. On nigdy nie ucieka przed złem. On zawsze wchodzi w jego centrum, by zmienić bieg wydarzeń świata i ratować człowieka, który jest autorem tego zła Szczytem interwencji Boga jest wcielenie, które wybrzmiewa przede wszystkim w tajemnicy krzyża. I tak jak na Golgocie Jezus był obecny, przyjmując konsekwencje zła - cierpienie i czyniąc z niego "materiał" odkupienia, tak był też obecny wśród tych, którzy cierpieli i umierali w Rwandzie. On był we łzach i krzyku przerażenia, w ludzkich obliczach zniekształconych przez ból, w jękach ofiar przyjmujących ciosy maczet, w płynącej krwi, w agonii każdego z maltretowanych. On umierał razem z nimi. (...) On umierał ponownie w Rwandzie jak umiera w każdym z powodu ludzkiej zbrodni.
Zetknąłem się z sądem, że ludobójstwo w Rwandzie świadczy o nikłym efekcie działań ewangelizacyjnych w tym kraju. Myślę, że to jednak opinia krzywdząca. Chrześcijaństwo w Afryce jest stosunkowo młode, zwłaszcza w porównaniu do Europy, gdzie ma już tradycję dwutysięcy lat, a przecież właśnie w Europie w ciągu tylko ostatnich 200-300 lat miały miejsce przeogromne cierpiena zadawane ludziom przez ludzi, często w imię Boga. Nie gorszmy się więc tym co zaszło w Rwandzie. Nie gorszmy się, ale potraktujmy to jako wezwanie do naszego nawrócenia.