Czuję się zupełnie bezradny. Właśnie wróciłem z kościoła gdzie na mszy świętej wygłosiłem "porywające kazanie", można by to porównać do tego sukcesu Eliasza, który zmierzył się z 400 prorokami baala. Taż musiałem się zmierzyć z ponad setką słuchaczy, którzy nie wiem czy byli zachwyceni przedłużającą się mszą. I mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że nie jestem lepszy od moich przodków, On przynajmniej byli głęboko religijni, rodzice, dziadkowie. A ja? Z moją religijnością w życiu bywało naprawdę kiepsko, a co dopiero mówić o wierze. Jakże brak mi zaufania do Boga. Moje nastroje wahają się od entuzjazmu do głębokiego upadku nastroju. Mówię piękne rzeczy na kazaniach, penitentom w konfesjonale, ale czy przepełnia to moje życie. Przecoeż ilekroć spotykam Jezusa twarzą w twarz, uciekam. A przecież wciąż Bóg przychodzi do mnie w swoich biednych, anawim Jahwe, a ja zamykam przed nim moje serce, mój portfel.
Jest to dla mnie jakimś wyrzutem sumienia, przed którym uciekam także robiąc wieczorny rachunek sumienia, jak w tym wierszu sprzed miesiąca:
Wieczorny rachunek sumienia!
Chwała Tobie Panie
za dzień tak spokojnie piękny
za ciszę lasu i nieba błękity
za czas modlitwy.
Wybaczysz Boże
niewierność codzienności
niezadowolone rozproszenie
samokoncentracji.
Wybaczysz Boże?
Że Cię nie wielbiłem
nie dziękowałem
na sobie skupiony.
Dzięki Ci Panie,
żeś jest miłosierny
łaskawie przebaczający.
Jezu Ufam Tobie.
(Domatowo 09.07.2012)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz