środa, 25 czerwca 2014

WIARA-NADZIEJA-MIŁOŚĆ

Rozważania nt lektury GN
Już nie jeden raz w tym miejscu pisałem o moich lekturach, najczęściej z Gościa Niedzielnego, może dlatego, że jest to praktycznie jedyny tygodnik przeze mnie czytany, i to „od deski do deski”, choć dziś to określenie trudno jest zrozumieć, ale zostawmy tę dygresję, bo może mnie zaprowadzić nie tam, gdzie chciałbym PT czytelników poprowadzić. Dziś parę refleksji na temat: wiary, posłuszeństwa i rodziny. Od razu się zastrzegam, że bez zgody autorów, pełnymi garściami czerpałem z kilku artykułów, niespecjalnie się wysilając, by zawarte tam myśli przetworzyć na własne. Może tylko dodałem nieco własnych komentarzy. Moim celem było zachęcenie do czytania, a tym którzy mają wstręt do papierowego pisma, podanie zawartych tam treści, w internecie.
W Gościu Niedzielnym z 25.05.2014 natrafiłem na artykuł Mariusza Majewskiego zatytułowany: „Intelektualista i Bernadeta” o Vittorio Messorim i jego spotkaniu z fenomenem objawień Lourdes. Tym razem nie chodzi mi o Lourdes, parę lat temu, na tych łamach, pisałem o tym w notatce „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Natomiast dziś dotknęła mnie bardzo historia Vittorio Messori’ego i jego drogi dochodzenia do wiary. W książce „Dlaczego wierzę” współautor, Andrea Tornieli pisze: - „Uwierzył, że to, co zostało napisane w Ewangelii, jest prawdą, a chrześcijaństwo (dokładnie katolicyzm) jest prawdziwą drogą zbawienia”. A sam Vittorio Messori w tej książce, tak to tłumaczy: „- Przekonałem się na samym sobie, iż uwierzyć znaczy dla chrześcijan spotkać Osobę, która jest zarazem miłosierna i surowa, ludzka i boska, i doświadczyć niepohamowanej potrzeby pójścia za Nią i bycia Jej posłusznym. W mieszaninie zapału i miłości, ale także pełnej szacunku podległości, niepozbawionej tajemniczego przestrachu”.
Przyznam się, że gdy trafiłem na ten cytat, stanąłem jak wryty, jak pięknie i krótko wyraził to czego doświadczam sam od lat. Dobra Nowina, którą w pewnym momencie życia usłyszałem, mówi o wydarzeniu zbawczym Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Wiara, będąc darem, łaską, dawana jest nam, podobnie jak Apostołom, poprzez spotkanie z Osobą Zmartwychwstałego, objawiającego się w historii każdego człowieka. I nasuwające się pytanie, czy mogę coś uczynić, by tego daru nie przegapić? By go przyjąć.
Problemem jest zawsze w takim wypadku nasza wolność, nazywana w katechizmie „wolną wolą”. Owszem możemy się z tym darem rozminąć, mówiąc Panu Bogu, że mnie to wszystko nie interesuje, że sam sobie w życiu poradzę. Tak właśnie stało się w raju, pod drzewem wiadomości dobra i zła. Wybór dokonany wtedy przez pierwszych ludzi miał swoje konsekwencje, tak dla nich jak i dla nas wszystkich. Ale Bóg nie zostawił nas samych obiecując, że Potomek Niewiasty, pokona śmierć i zwycięży szatana.
Niedawno, ktoś mnie zapytał: skoro Jezus poprzez swoją zbawczą śmierć pokonał szatana, to dlaczego ludzie wciąż upadają. Tego typu pytania stawiają sobie ludzie od 2000 lat. Teologia uczy, że owszem szatan został pokonany, w chrzcie zostaje zmyta zmaza grzechu pierworodnego, ale nasza ludzka natura jest w jakiś sposób osłabiona i podatna na uleganie pokusom. Słaby ze mnie teolog, nie będę więc tego tematu rozwijać, zainteresowanych odsyłam do podręczników dogmatyki i innych nauk. Ja mogę tylko tyle powiedzieć, że wszyscy się potykamy o ten problem.
Warto się zastanowić, jak można sobie z tym radzić. Są oczywiście pobożne praktyki, Jezus sprowadza je do trzech: post, modlitwa, jałmużna. I znów odsyłam PT czytelników do moich wcześniejszych wpisów. Parę lat temu pisałem o pokusach Jezusa i co z nich wynika dla nas. Tam właśnie odnoszę się do tych trzech praktyk.
Oczywiście mamy jeszcze do dyspozycji sakramenty święte, jest ich siedem. Niektóre przyjmujemy raz w życiu, inne są powiedzmy „wielokrotnego użycia”. To Sakrament Pojednania i Sakrament Eucharystii. Ale dziś nie będę się nimi zajmował, zachęcając tylko do jak najczęstszego korzystania z nich. A już na pewno gdy oddalimy się od Boga. Św. Paweł w jednym z listów do Koryntian, jakby rozpaczliwie, z ogromnym naciskiem apeluje do adresatów Listu: „W imię Chrystusa prosimy, pojednajcie się z Bogiem!” (2Kor 5, 20b).
Dziś jednak chciałbym przypomnieć o jeszcze jednym potężnym narzędziu, którym dysponujemy, choć dziś mocno zapoznanym.
Chcę opowiedzieć o POSŁUSZEŃSTWIE!!!
Posłużę się przy tym wywiadem, który z o. Leonem Knabitem, przeprowadził Marcin Jakimowicz. (por. GN 18.05.2014). I już słyszę głosy protestów, posłuszeństwo, to takie niemodne, to dobre dla zakonników. Komu niby mam być posłuszny? Ale cierpliwości, przeczytaj, jeśli ci nie odpowiada lekarstwo, nie używaj, twoja strata, ale może jednak kogoś do lekarstwa przekonam.
Dlaczego więc posłuszeństwo? Bo Jezus stał się posłuszny. Aż do śmierci! Czy można znaleźć lepszą motywację? A co jest przeciwieństwem posłuszeństwa? Anarchia. Każdy robi to, co mu się w danej chwili podoba. To bardzo chwytne hasło i wielu tak próbuje. Na przykład pewien „filantrop”, proponuje: „róbta, co chceta”. Problem pojawia się, gdy obok mnie pojawia się drugi człowiek, który być może też tak by chciał. A Słowo uczy, że ten drugi ma być dla mnie ważniejszy. Kochaj bliźniego jak siebie samego. Miłość jest zawsze relacją do drugiego i musi rodzić poddanie się drugiemu. Jeśli z miłości, to dobrze, jeśli pod przymusem, to kiepsko.
Jak można pojąć czym jest posłuszeństwo? Tylko dzięki wierze. Bez tego mamy czysty pragmatyzm, posłuszeństwo, bo mi się to opłaca. Z szefem nie należy zadzierać itp. Czy posłuszeństwo wyklucza posiadanie własnego zdania. Otóż absolutnie nie. Nie podoba mi się polecenie przełożonego albo mam inne zdanie, to mam obowiązek mu o tym powiedzieć. To oczywiście wymaga bycia wolnym, lub inaczej mówiąc mieć odwagę cywilną. Mądry szef słucha co mówią podwładni i bierze to pod uwagę.
Dosyć jasno sprecyzował to sam Jezus, mówiąc do św. Faustyny: „Córko moja, wiedz, że większą chwałę oddajesz mi przez jeden akt posłuszeństwa niżeli przez długie modlitwy i umartwienia”. Dziś żyjemy w kulcie indywidualizmu, podkreślania swojej osobowości. Oczywiście jestem niepowtarzalny, mam swoją godność Dziecka Bożego, ale podporządkowuję to drugiej osobie w imię miłości Jezusa. To nie jest rodzaj tresury. Jezus mógłby swoją Mocą rozgonić tę bandę w Sanhedrynie, ale tego nie zrobił. Żadnego aktu agresji, czy nadprzyrodzonych zjawisk. Jezus milczy, poddaje się. Pokazuje jak wielka jest miłość Boga wobec ogromu otchłani grzechu człowieka, wybierając taką właśnie a nie inną drogę zbawienia świata.
Dlaczego posłuszeństwo, dlaczego należy prosić o pozwolenie tego przełożonego. Czasem jest to okazanie pewnego szacunku, gdy np. informujemy naszych bliskich o swoim wyjściu z domu, o przewidywanym czasie powrotu. Od dorosłego nikt tego nie wymaga, robi to by okazać miłość. Posłuszeństwo nie jest ślepym przymusem. Duch Święty jest duchem wolności.
Posłuszeństwo jest niesłychanie ważnym elementem życia chrześcijanina. Jest potężną bronią przeciwko szatanowi i jego pokusom mającym oderwać wierzących od Boga. Dotyczy to przede wszystkim najcięższych naszych niewierności: apostazji, nieczystości, zabójstwa.
Większość głośnych odejść od wiary, także kapłanów, nie zaczynały się od trzęsienia ziemi, tylko od małych „niewinnych” odstępstw. Lawina zaczyna się zwykle od małej grudki śniegu, zsuwającej się w dół i pociągającej za sobą masy śniegu. Zaczyna się od drobiazgu, a kończy z trzaskiem: „po cholerę służyć instytucji, która i tak cię nie doceni?” A tymczasem powołanie się na posłuszeństwo biskupowi działa na Złego jak płachta na byka. Szatan przegrał przez nieposłuszeństwo. „Nie będę służył.” I został strącony, nie chciał być „nr 2”, będąc stworzeniem chciał dorównać Stwórcy. Dlatego dobrze jest zakonnikowi, księdzu, świeckiemu, powtarzać „Jezu ślubuję Ci, czystość, ubóstwo, posłuszeństwo”. Kto ma uszy do słuchania ten usłyszy i zrozumie. W ten sposób możemy realizować nasza marzenia wytrwania na Bożych drogach. Ojciec Leon co prawda mówi: „mam jedno marzenie, by na czas zdążyć do toalety. Jak się uda, życie jest wspaniałe”. W pełni go rozumiem, choć sporo od niego młodszy, też miewam podobne marzenia.
Te drobne, pozornie błahe nieposłuszeństwa, są groźne i nie wolno ich lekceważyć. Szatan nieprzypadkowo jest w Biblii przedstawiany jako wąż. Wciska się w szczeliny. Odejścia np. księży z kapłaństwa, zdrady i porzucenie współmałżonka, nie rozpoczynają się od grzechu ciężkiego. Zaczyna się od szczelin, w które wślizguje się wąż. Od niewinnych: „A po co mam robić co mi każą”, albo „koleżanka jest smutna, bo mąż ją zostawił, trzeba ją pocieszyć”. Albo w konfesjonale młodzi pytają, by im powiedzieć, jakie pieszczoty są a jakie nie są dozwolone, gdzie jest granica grzechu? To nie oto chodzi. Jeśli staramy się żyć w obecności Boga, jeśli jesteśmy wdzięczni Mu za przełożonych, za parafian, za współmałżonka, za braci we wspólnocie, jesteśmy bezpieczni. Szatan zwycięża nas gdy zaczynamy hołubić w sobie osad rozgoryczenia i nieporozumień, kiedy stają się one normą. Tymczasem to, że ktoś jest moim przełożonym, że jest moim współmałżonkiem, oznacza, że tu dotykamy woli Bożej. On daje nam drugiego człowieka, to jest Jego pomysł na nasze zbawienie.
W Regule benedyktyńskiej czytamy: „Najprzedniejszym stopniem pokory jest bezzwłoczne posłuszeństwo. Osiągnęli je ci, którzy, gdy tylko przełożony wyda polecenie, nie zwlekają ani chwili z jego wykonaniem tak , jak gdyby sam Bóg rozkazywał.”
Nie myślmy, że sprawy posłuszeństwa dotyczą tylko niektórych, księży, zakonników. W rodzinach też obowiązują pewne zasady oparte o posłuszeństwo, np. dzieci mają słuchać rodziców, uczniowie w szkole nauczycieli, pracownicy przełożonych w pracy. Warto się do tego wdrażać od małego, bo jeśli dziecko nie nauczy się bycia posłusznym jako małe, to gdy dorośnie, nie będzie umiało wymagać posłuszeństwa ani od własnych dzieci ani od podwładnych.
I w ten sposób od myśli Ojca Leona na temat posłuszeństwa, przechodzę do spraw związanych z rodziną. We wspomnianym już nr GN z 18.05 ks. Tomasz Jaklewicz w artykule „Papież rodziny o rodzinie”, przypomina fundamentalny dokument, adhortację apostolską „Familiaris Consortio”, który choć sprzed ponad 30 lat, nic nie stracił ze swojej aktualności i świeżości. Św. Jan Paweł II już wtedy wskazywał na niebezpieczeństwa i zagrożenia, jakie współczesny świat kieruje przeciwko rodzinie.
Pierwsza część adhortacji poświęcona jest diagnozie sytuacji rodziny w dzisiejszych czasach. JP II odnosi się przy tym do badań socjologicznych i statystyki, ale także wsłuchuje się w głosy wiernych obdarzonych tzw. zmysłem wiary. Pamiętam, że gdzieś na początku roku 1980 we wspólnotach Drogi Neokatechumenalnej przeprowadzona była ankieta, w której odpowiadaliśmy na pytania przed synodalne. Ankiety były potem fachowo opracowane i pewne sumaryczne wnioski przedstawione zostały Ojcom Synodu. Ojciec Święty zwraca jednak w dokumencie uwagę, że ów „nadprzyrodzony zmysł wiary nie polega wyłącznie i koniecznie na wspólnym odczuciu wiernych. Kościół, idąc za Chrystusem, naucza prawdy, która nie zawsze jest zgodna z opinią większości.” Tego typu zastrzeżenie wynikało ze wspomnianej ankiety, która pokazała słabe utożsamianie się wiernych z wymogami moralnymi Kościoła. Tymczasem kwestionowanie nauczania, dotyczącego np. antykoncepcji, powinno dawać duszpasterzom do myślenia, ale nie oznacza to konieczności automatycznej rewizji tego nauczania. O nauczaniu Kościoła nie decyduje opinia większości katolików, ale prawda. Większość może błądzić. Większość wołała, że woli Barabasza zamiast Chrystusa.
JP II wskazywał na wiele zjawisk zagrażających rodzinie, np. błędne pojmowanie niezależności małżonków we wzajemnych odniesieniach, wzrastająca liczba rozwodów, plaga przerywania ciąży, utrwalanie się mentalności antykoncepcyjnej. Dziś ta lista niestety bardzo się wydłużyła. Pozostały stare, doszły nowe zagrożenia. Ale diagnoza papieża dotycząca źródła tych zjawisk, jest nadal aktualna. Jest nią: „skażone pojęcie i przeżywanie wolności rozumianej nie jako zdolność do realizowania prawdziwego zamysłu Bożego wobec małżeństwa i rodziny, ale jako autonomiczna siła, utwierdzająca w dążeniu do osiągnięcia własnego egoistycznego dobra, nierzadko przeciwko innym.” Chora wizja wolności leży u podstaw większości dawnych i nowych zagrożeń dla rodziny i małżeństwa. Wg papieża: „historia nie jest po prostu procesem, który z konieczności prowadzi ku lepszemu, lecz jest wynikiem wolności, a raczej walki pomiędzy przeciwstawnymi wolnościami. Św. Augustyn określał to konfliktem między dwoma miłościami: miłością Boga, posuniętą aż do wzgardy sobą, i miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga.
W kwestii rodziny świat dziś idzie ku przepaści. Tu i tam pod naciskiem hałaśliwych mniejszości dokonuje się przedefiniowania definicji małżeństwa czy rodziny. Jakim prawem ingeruje się w definicję instytucji wcześniejszej i pierwotniejszej od instytucji państwa? Św. Jan Paweł II nie przewidział, że na początku XXI wieku zostaną zakwestionowane prawdy fundamentalne dla naszej cywilizacji. Nadchodzący synod będzie musiał się zmierzyć z tym problemem. Jak bronić prawdę o istocie małżeństwa? Chodzi o dobro człowieka jako takiego, o obronę humanizmu i rozumu, o przyszłość świata.
W kolejnej części dokumenty papież szkicuje pozytywną katechezę. Mówi o tym jaki jest „zamysł Boży względem małżeństwa i rodziny”. Małżeństwo w tym planie jest podstawowym sposobem realizowania prawdy o człowieku jako obrazie Bożym. Bóg jest miłością, a zatem to miłość jest podstawowym powołaniem każdej istoty ludzkiej. Stąd wezwanie JP II: „ rodzino stań się tym, czym jesteś.” Życie małżeńskie, rodzinne jest czymś zadanym do realizacji. Wszystko więc zależy od tego, czy człowiek podąża za prawdą wpisaną w samą istotę małżeństwa, czy też uważa, że wszystko może kształtować po swojemu w imię wolności, bez liczenia się z innymi.
Trzecia najobszerniejsza część, omawia cztery podstawowe zadania rodziny.
1. Tworzenie wspólnoty osób, czyli o odmiennych zadaniach kobiety i mężczyzny, z podkreśleniem ich jednakowej godności i odpowiedzialności. W kontekście ideologii gender, to przypomnienie jak najbardziej aktualne.
2. Służba życiu. Chodzi przede wszystkim o aktualną naukę Kościoła w zakresie naturalnego planowania rodziny, zawartej w encyklice „Humanae vitae” Pawła VI, przy czym JP II, daje jej pogłębione uzasadnienie. „Wybór rytmu naturalnego pociąga za sobą akceptację cyklu osoby, tj kobiety, a co za tym idzie, akceptację dialogu, wzajemnego poszanowania, wspólnej odpowiedzialności, panowania nad sobą” i dalej papież uzupełnia, „szczególnie ważna na tym polu jest jedność osądów moralnych i duszpasterskich kapłanów. Tej jedności należy starannie poszukiwać i zabezpieczać ją, aby wierni nie doświadczali bolesnego niepokoju sumienia.”
3. Udział w rozwoju społeczeństwa. Papież poświęca sporo miejsca prawom i obowiązkom rodziców w kwestii wychowania dzieci, w tym wychowania seksualnego. Bo wbrew potocznym poglądom Kościół nie jest przeciwny wychowaniu seksualnemu, jak chcą utrzymywać niektórzy lewicujący liberałowie. Ale Kościół to zadanie chce powierzyć rodzicom! „Wychowanie do miłości pojętej jako dar z siebie stanowi nieodzowną przesłankę dla rodziców wezwanych do przekazania dzieciom jasnego i subtelnego wychowania seksualnego. W obliczu kultury, która na ogół »banalizuje« płciowość ludzką (…), posługa wychowawcza rodziców musi skupić się zdecydowanie na kulturze życia płciowego, aby była ona prawdziwie i w pełni osobowa. (…) Wychowanie seksualne … winno dokonywać się zawsze pod ich (rodziców) troskliwym kierunkiem zarówno w domu, jak i w wybranych i kontrolowanych przez nich ośrodkach wychowawczych”. To logika daru z siebie jest rdzeniem wychowania seksualnego, a nie technika szukania przyjemności.
4. Uczestnictwo w życiu i posłannictwie Kościoła. Chodzi przede wszystkim o duszpasterstwo rodzin i małżeństw. Papież omawia tę sprawę wnikliwie, nie unikając tematów trudnych i drażliwych. Także problemów ludzi żyjących w nowych związkach, po cywilnym rozwodzie, a którzy zawarli wcześniej ślub w Kościele. JP II przypomina aby tę grupę ludzi otoczyć pełną miłości opieką duszpasterską, rozpatrując casusy w sposób indywidualny. Inna jest odpowiedzialność tych, którzy szczerze próbowali ocalić swoje małżeństwo, a zostali porzuceni; a inna tych, którzy z własnej winy zniszczyli, ważne kanonicznie małżeństwo. A poza tym są tacy, którzy weszli w nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, uważając iż ich zniszczone małżeństwo, nigdy nie było ważne. Papież wzywa „pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę.”
Jan Paweł II w cytowanej adhortacji potwierdza praktykę Kościoła, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli powtórny związek małżeński. „Nie mogą być dopuszczeni do Komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. A poza tym, istnieje też wzgląd duszpasterski, gdyż dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa.”
W związku z gorącą aktualnie dyskusją o dopuszczeniu żyjących w powtórnych związkach do sakramentów, warto o tym, w tym miejscu przypomnieć.
Jan Paweł II przypomina również, że Kościół zachowuje wierność Chrystusowi, wierność dwóm prawdom: prawdzie o małżeństwie i prawdzie o miłosierdziu Boga. „Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej poru żyją w takim stanie, mogą od Boga otrzymać łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości.”
Na zakończenie parę słów wyjaśnienia, dlaczego w tytule tego wpisu mówię o Wierze, Nadziei i Miłości, by potem zająć się poza wiarą, posłuszeństwem i rodziną. Sprawę wiary starałem się przybliżyć poprzez wskazanie jej jako pewnego doświadczenia spotkania z osobowym Bogiem. Natomiast posłuszeństwo kojarzę z nadzieją, gdyż jak wspomniałem być posłusznym nie jest sprawą prostą, by mogło zaistnieć potrzeba nam właśnie nadziei. A miłość, to chyba dla wszystkich oczywiste. Miłość najpełniej wyraża się w rodzinie.
Czy muszę to komuś jeszcze tłumaczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz