Próbuję się zmieścić w dziś, by znowu nie tłumaczyć się, dlaczego jestem spóźniony. Zawsze to wygląda podejrzanie. Tłumaczy się, znaczy winny; nie tłumaczy się, znaczy olewa nas. Zawsze kontra, zawsze źle. Dlatego, jeśli tylko zdążę będę się starał umieszczać post, zwłaszcza te dotyczące Słowa, w dniu w którym słowo było proklamowane.
Dzisiejsze Słowo (1Kor 12,31-13,13; Łk 7, 31-35) wiele mówi o dzieciach i to w różnych kontekstach. Św. Paweł mówi o dzieciach: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.” Wskazuje nam drogę ku dorastaniu, choć Pan Jezus zachęca nas abyśmy się stali jak dzieci. Mamy więc coś co pachnie niespójnością, niekonsekwencją, wpuszcza nas w maliny. Dlaczego? Ano dlatego, że te teksty wzajemnie się uzupełniają. Rzeczywiście trzeba nam stać się jad dzieci, ufni wobec Ojca w niebie, jak dziecko ma zaufanie do swoich rodziców. Ale św. Paweł też ma rację. W którymś momencie naszego życia trzeba dorosnąć, trzeba przestać być dzieckiem. Dziecko nie odpowiada za swoje postępowanie. Za to co dziecko zrobi odpowiadają rodzice, opiekunowie, wychowawcy. Ale w którymś momencie życia dorastamy, stajemy się dorośli. Nie chodzi tu bynajmniej o tradycyjną osiemnastkę. Skończyłem lata, jestem pełnoletni, mogę nareszcie robić legalnie te wszystkie głupoty, które w majestacie prawa robią dorośli, i wtedy jestem dorosły. Nie, nie oto chodzi. Dorosłym stajemy się naprawdę, gdy podejmujemy odpowiedzialność przede wszystkim za siebie a także za drugiego człowieka, przyjaciela, współmałżonka, dzieci. A brać za kogoś odpowiedzialność, to realizacja w życiu przykazania miłości, w sposób na który wskazuje w hymnie o miłości św. Paweł.
A jak do tego ma się przypowieść o dzieciach na rynku. Wydaje się jakoś oderwana od życia. Jezus nam tłumaczy, w relacjach z drugim człowiekiem trzeba być na niego otwartym, w przeciwnym razie będziemy jak faryzeusze sądzić. Nieważne jak kto postępuje. Żyje ascetyczni, jak mnich, pewnie ma źle w głowie a może to diabeł go opętał, tak współcześni mądrzy tego świata osądzali Jana Chrzciciela. A jeśli ktoś żyje po bożemu, jest otwarty na ludzi, bez względu na to kim są, też w naszych oczach jest podejrzany, jak w oczach faryzeuszy podejrzany był Jezus Syn Człowieczy. Jadał z nieczystymi celnikami, przyjaźnił się z prostytutkami, za uczniów wziął sobie ciemnych amharez, jakiś rybaków z Galilei. Zawsze trzeba pamiętać, że jeśli kogoś osądzamy, Duch Święty nas opuszcza. Kim my właściwie jesteśmy, żeby mieć się za lepszych od innych? Boża mądrość polega na tym aby razem z Jezusem zająć ostatnie miejsce. Najlepsze miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz