Dziś trochę spraw z "mojego" ogródka, choć racze chodzi o poletko Pana Boga. Myślę o posłudze duszpasterskiej w parafii. Spowiadam ludzi, ale te sprawy objęte są tajemnicą, więc myślę, że nie o tym będę pisał. Drugą sprawą poważną, którą się na codzień zajmuję to celebrowanie Eucharystii i głoszenie przy tej okazji homilii. Wczoraj byłem mocno zajęty, więc nie dopadłem komputera, spróbuję więc uzupełnić to dzisiaj.
Mt14,22-36
Zaraz też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym. Gdy się przeprawiali, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali [posłańców] po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.
W kompendium Edycjii Świętego Pawła pt Ewangelia 2012, można przeczytać komentarz:
Znamy różne definicje modlitwy. Ta najbardziej przyjęta to "rozmowa z Bogiem". Inne to "słuchanie Boga", "słuchanie Słowa", albo "przebywanie z Bogiem". Ponadto szukamy miejsca na modlitwę i stosownej atmosfery, a okazuje się, że wiele zabiegów nie przynosi efektów.
Jezus daje nam prosty obraz. On odchodzi od tłumu. Tak zaczyna się Jego osobista modlitwa. Chrystus udaje się na górę, a miejsce to mówi o przybliżeniu się do rzeczywistości nieba i do osoby Ojca. Jezus modli się wieczorem, więc nie tak, aby Go wszyscy widzieli. On na tej górze, w mroku, przebywa sam, czylijest inaczej niż wtedy, gdy cisnął się tłum i byli blisko Niego uczniowie.
To nam pokazuje jak ma wyglądać nasza modlitwa. Serce wzniesione ku Bogu, wzwyż do nieba. Mamy się modlić w ciszy, nie na pokaz. Dobrze jest modlić się nocą. Doświadczenie mistrzów modlitwy podpowiada nam, że modlitwa nocą jest jakby skuteczniejsza, może dla tego, że w nocy zwykle śpimy i rezygnacja z tego, nas nieco kosztuje. To takie minimum naszej ascezy, którą możemy ofiarować w intencji na której nam zależy.
Oczywiście są i inne rodzaje modlitwy. Na przykład gdy małżonkowie modlą się wspólnie zgodnie ze słowami Pisma, że są dwoje w jednym ciele, taka modlitwa jest bardzo skuteczna, wzmacnia więź sakramentu małżeństwa. Także, gdy rodzice chcą swoje dzieci nauczyć modlitwy, nie ma innego sposobu, jak wspólne z dziećmi klęknięcie do pacierza. Istnieje oczywiście jeszcze modlitwa wspólnotowa, zgodna z zaleceniem Jezusa, "gdzie dwu albo trzech zbierze się w imie moje, tam Ja jestem między nimi".
Ale w dzisiejszej Ewangeli Jezus zachęca do modlitwy indywidualnej. Sprawia nam ona wiele trudu, czujemy się podczas niej jak ci uczniowie w łodzi na jeziorze, wiosłują a wiatr jest przeciwny. I my często klękamy do modlitwy, odmawiamy różaniec, lub wołamy w sercu w jakiejś ważnej dla nas sprawie i co? Nic nie wychodzi, wiatr rozproszenia w oczy, myśli uciekają, prawdziwa rozpacz. Ale nie pozostaje nic innego jak trwać. Tak jak ci uczniowie nie ustawali w wiosłowaniu, tak i my mamy nie ustawać. A wtedy, może już nad ranem, przecież Jezus przyjdzie. Jezioro po którym płyną uczniowie to te wszystkie nasze problemy z którymi się zmagamy, których nie potrafimy rozwiązać. Właśnie wtedy poprzez te wody śmierci przybliża się do nas Jezus. Uczniowie, gdy Go ujrzeli, krzyknęli z przerażenia. Może i nas przeraża perspektywa spotkania z Jezusem, może rozwiązanie, które On nam wskazuje nie jest takie miłe jak byśmy chcieli. Jezus uczniom i nam dodaje odwagi. Mówi: Ja jestem. On jest Panem każdej sytuacji, która może nam wydawać się niemożliwą do przezwyciężenia. Trzeba nam razem z Piotrem prosić, jeżli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. Jeśli to Ty pokazujesz mi rozwiązanie problemu, to każ mi iść do Ciebie poprzez to wszystko co wygląda na śmierć. A Jezus do Piotra i do każdego z nas mówi: "Przyjdź". Piotr wychodzi z łodzi, opuszcza względnie bezpieczne, znane sobie miejsce, by iść do Jezusa. To właśnie trzeba i nam zrobić. Piotr kroczy po wodach śmierci, wpatrzony w swojego Mistrza. Ale w którymś momencie jakby dociera do niego, przecież po wodzie się nie chodzi, wiatr wieje w twarz a jezioro jest wzburzone. Potr jest rybakiem i wie co jest możliwe a co nie i zaczyna tonąć. Tak wygląda nasza sytuacja, gdy idąc ku Jezusowi, przestajemy ufać Jego Mocy, Jego prowadzeniu, a zaczynamy opierać się na sobie, na własnych możliwościach. Wtedy zaczynamy tonąć. Piotr w tym momencie zawołał "Panie ratuj", oby i nam nie zabrakło takiej modlitwy, gdy zwątpiwszy, pogrążymy się w śmierci. Jezus do Piotra wyciągnął rękę i wydobył z otchłani. Uczyni to i dla każdego z nas. Uwaga Jezusa skierowana do Piotra: "czemuś zwątpił, małej wiary?", nie jest myślę potępieniem. Wiara, której od nas oczekuje Jezus nie musi być odrazu wielka, ma być raczej dziecięcym zaufaniem do Ojca, że On wszystko może, że wszystko jest wstanie naprawić. Takiej nam wiary potrzeba, a wtedy uznamy w Jezusie naszego Zbawiciela.
I to by było na tyle.
Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz