Dziś znowu sięgam do moich notatek z różnych lektur, tym razem o wierze:
Ks. T. Halik "Milczenie Boga" o wierze (Idziemy 22.07.2012)
... Wiara jest czymś więcej niż tylko świadomą zgodą z pewnymi twierdzeniami, ... jest raczej życiową orientacją przenikającą całego człowieka, dotykającą całej jego duszy, myśli i serca
... są ludzie, których wiara zamieszkała w części umysłu oświeconej rozumem. ... wiara nigdy nie zeszła do głębszej warstwy ich osobowości. ... Mają oni twarde i niewierzące serce, ich wnętrze opanowuje głęboka bezbożność, do której sami nie są w stanie ani nie mają ochoty się przyznać.
Inni, z których promieniuje pełna miłości otwartość na świat i ludzi, są wyjątkowo wrażliwi na tajemnicę istnienia. Bywa jednak, że na poziomie świadomego przekonania są często mocno alergiczni na wszystko, co pachnie religijnością. ... Bóg mieszka w nich choć bywa, że z powodu swej historii, nie chcą o religii słyszeć.
Wierzącym jest ten, kto przeżywa swoje życie jako dialog, kto stara się zrozumieć wyzwania, inspiracje, dary, rady czy ostrzeżenia, które mu przynosi samo życie i odpowiada na nie.
Niewierzącym jest ten, kto przeżywa swoje życie jako monolog, kto słucha sam siebie, nie przyjmuje innych, a tym samym nie traktuje poważnie też i Tego, który przez życiowe historie i przez innych ludzi stara się do niego przemówić.
Gdy ktoś twierdzi, że jest absolutnie niewierzący, często pytam go wtedy, jak wygląda ten Bóg, w którego nie wierzy? ... Gdy niewierzący opisze mi Boga, w którego nie wierzy, często muszęmu z ulgą pogratulować: "Bóg zapłać, że w takiego Boga nie wierzysz! W takiego Boga nie wierzę i ja!"
Lubię ks. Halika, może dlatego, że tak trafnie precyzuje to o czym myślę i mówię na temat wiary. Dla Jezusa sprawa wiary słuchaczy była czymś priorytetowym. Czytamy o tym nie jeden raz na kartach Rwangelii. A przecież Jezus w swoim nauczaniu nie podaje nam jakiejś doktryny w którą mają uwuerzy słuchacze. Oni mają Mojżesza i pewną relację do Boga. Jezusowi chodzi przedewszystkim, by uwierzyś Mu, Jego Miłości, że On jest Panem historii każdego człowieka i że wystarczy poprosić, by On wkroczył w nasze życie. Niestety Jak kiedyś tak i dzisiaj więcej pokładamy ufności w naszym działaniu, jak w Mocy Jezusa. A zgodnie z tym czego On nauczał, nie zaniedbując Prawa, trzeba zaufać Miłości.
Abp F.J.Martinez (GN 5.8.2012)wywiad o sytuacji chrześcijaństwa w Europie.
Już w XVII w myślano w Hiszpanii, że wiary ma bronić ten, kto rządzi. To sprawia, że ludzie widząc problem sekularyzacji, uważają, że problem mają rozwiązać rządzący. Z tym wiąże się kojarzenie w Hiszpanii Kościoła z władzą. A to prowadzi do antyklerykalizmu.
Nie jest to do końca złe. Lud ma wewnątrz chrześcijańskie serce, lecz zachowują się tak, jakby Kościół sprawił im zawód.
Ks. Abp napisał esej w którym stawia tezę, że odseparowanie wiary od życia miało swój początek już w myśli i działalności samego Kościoła, jeszcze zanim zostało podchwycone przez prąd umysłowy oświecenia. Teza wynikła zobserwacji problemu ww Grenadzie na południu, gdzie chrześcijaństwo wróciło w końcu XV w. Nie istnieje tu tradycja benedyktyńska, a więc tradycja ojców Kościoła, postrzegania Kościoła jako wspólnoty, w której wszystko widzi się przez pryzmat wiary. Bez tej tradycji bardzo ostro widać dramat nowoczesności i nowoczesnego chrześcijaństwa, w którym życie codzienne i wiara są od siebie oddzielone.
Kiedy nie ma tradycji ojców Kościoła, alternatywą dla nowoczesności jest tylko "antynowoczesność" czyli purytańska krytyka moralna oparta na zakazach albo poddanie życia społecznego ścisłej kontroli państwa.
Jak ewangelizować ludzi, którzy są daleko od Kościoła?
Trzeba zacząć od tego, by nie stawiać im warunków, nie żądać, by byli chrześcijanami, zanim odnajdą siebie i odnajdą Kościół. Ludzie powinni się czuć szanowani, wysłuchani, powinni zobaczyć, że Kościół interesuje się ich życiem. Trzeba zaczynać chrześcijaństwo na nowo, co nie jest takie trudne. Są zranieni, samotni, opuszczeni, są poganami poszukującymi samych siebie.
Sformułowanie "nowy początek" pochodzi od JP2, pisze: Jezus Chrystus jest nowym początkiem wszystkiego". Naszym zadaniem jest odkryć na nowo, że Chrystus wypełnia nasze człowieczeństwo. I nie dlatego, że podsuwa nam recepty na rozwiązanie problemów politycznych i społecznych, ale dlatego, że nadaje sens naszemu życiu i pozwala nam inaczej patrzeć na wszystkie ludzkie sprawy; na małżeństwo, życie rodzinne, pracę, gospodarkę, stosunki międzyludzkie, politykę. Postawienie Chrystusa w centrum naszego życia to jest właśnie nowy początek.
Ideał benedyktyński; benedyktyni ocalili szczątki upadającej kultury antycznej i dali początek Europie, wcale o tym nie myśląc. Chcieli po prostu żyć dla Chrystusa, nie przedkładać nic ponad Chrystusa (reg. św. Benedykta).
Dziś jest podobnie. W świecie, w którym panują zasady ideologiczne oświecenia, w którym nawet chrześcijaństwo jest "oświecone", Kościół umiera, powinny powstawać małe wspólnoty, które "nie przedkładają nic ponad Chrystusa". Jeśli umieścimy Chrystusa w centrum, wszystkie sprawy znajdą się na swoim miejscu: rodzina, praca, modlitwa - wszystko.
W XIX i pierwszej połowie XX wieku, kiedy Chrystus zniknął z pola widzenia, Jego miejsce zajęły ideologie, takie jak marksizm, obiecywały raj na ziemi. To się skończyło, bo ideologie całkowicie się skompromitowały. Teraz człowiek szuka szczęścia w bardzo zredukowanej formie. Szczęścia za niską cenę, polegającego na tym, żeby niezle zarabiać, kupować tanio i nie zadawać sobie żadnych pytań. To model człowieka turysty, który kręci się tu tam, ale nigdzie nie zapuszcza korzeni, wszędzie szuka atrakcji, żeby przyjemnie spędzić czas, ale wszystko traktuje powierzchownie. Czasem tęskni, by coś wielkiego wydarzyło się w jego życiu, ale w "masowej turystyce" nic się takiego nie dzieje. Kupuje więc usługi w przygotowanych pakietach i unika pytań o sens życia. Taka jest współczesna ideologia.
Komunizm był wrogiem jawnym, przeciwko któremu ludzie łatwiej się mobilizowali. Trudniejsi są wrogowie, którzy nie wydają się wrogami.
Kard. S. Wyszyński:
Chrześcijanin zna tylko dwa rodzaje osób: te, które są jego braćmi, i te, które jeszcze nie wiedzą, że są nimi".
"Jest łaską być w więzieniu i jest łaską wyjść z więzienia".
Ten wywiad przykuł moją uwagę ze względy na poruszany temat ewangelizacji a także myślę dobry opis dzisiejszej sytuacji. Polska w jakiś sposób podobna jest do Hiszpanii, pewne procesy przebiegają zbieżnie. W Hiszpanii wojna domowa z terrorem marksistowskim a potem autorytarna dyktatura Franko, spowodowały reakcje w stronę liberalizmu i dechrystianizacji. W Polsce podobną rolę odegrały dwie kolejne okupację, nazistowskich Niemiec i sowieckiej Rosji. Dziś po transformacji ustrojowej wielu poszło w kierunku liberalizmu możliwie we wszystkim, gubiąc gdzieś po drodze chrześcijańską tożsamość.
Przystanek Nowa Ewangelizacja, T. Jaklewicz - (GN 5.08.2012)
Istnieje niebezpieczeństwo, że będziemy debatować za biurkiem i zamienimy nową ewangelizację na wielość sympozjów i sesji, a nie zejdziemy w prozę Kościoła. … Grozi nam, że ewangelizację uznamy za zadanie niektórych ludzi czy ruchów, a nie każdej parafii, każdego biskupa, księdza i świeckiego.Ewangelia o rozmnożeniu chleba; tysiące zgłodniałych wokół Jezusa i bezradność uczniów ”Ten obraz się dzisiaj powtarza” – mówi abp Fisichella. Tylu młodych na głodzie, spragnionych nie tylko muzyki i mocnych wrażeń, ale także sensu, miłości, nadziei, i skromne siły chrześcijan mających tylko pięć chlebów i dwie ryby. Kiedy mamy zanieść innym Ewangelię, widzimy wyraźnie nasze ubóstwo, nie mamy prawie nic. Bierzemy tę naszą nędzę i wkładamy ją w ręce Jezusa. On ją przemienia i zaczyna karmić głodnych. Jesteśmy silni tylko głupstwem Krzyża. To co jest słabością człowieka, w rękach Boga przemienia się w moc. Nie liczmy na nasze argumenty czy słowa. To Duch Święty poprzedza dzieło ewangelizacji. … Bywa, że zastanawiamy się czy jesteśmy dość silni? A pytanie powinno brzmieć, czy jesteśmy dość słabi, aby ewangelizować? Kiedy czujemy się wielcy – jesteśmy na najlepszej drodze, aby rozwalić każdą ewangelizację.
Nowe ruchy trzeba badać i włączać w Kościół. Niezbędna jest wzajemna otwartość ruchów na tradycyjne parafie, jak i parafii na nowe ruchy. Nawróceni mówią często wprost, że po powrocie do domu (np. z Przystanku Jezus k/ Kostrzynia, gdzie odbywa się Przystanek Woodstock) nie mają dokąd iść. Oni ledwo stoją na nogach, potrzebują wspólnoty, która im pomoże. Musi być w każdej parafii jakieś żywotne centrum, miejsce, w którym płonie ogień. (mówi bp Dajczak z diec Kosz-Kołobrz.).
Taka jest prawda o Nowej Ewangelizacji. Łatwo zamienić wspaniałą idee Jana Pawła II w płaską akcyjkę, która poza zaliczeniem "czegoś" do sprawozdania, nic nie daje. Czasem wręcz może spowodować wielkie szkody. Przypomina się pewna przypowieść Jezusa o tym jak to zły duch wyrzucony z człowieka błąka się po miejscach pustynnych i bezwodnych, gdzie jest mu źle. Wtedy wraca do człowieka i znajduje jego wnętrze pięknie wysprzątane. Idzie więc i zaprasza 7 innych złych duchów jeszcze bardziej złośliwych niż on sam i czyny takiego człowieka są później gorsze niż te wcześniejsze. Problem bowiem polega na tym, że człowiek nie znosi wewnętrznej pustki. Otrzymawszy Dobrą Nowinę wzbudza się w nim nadzieja na przemianę, ale jeśli nie zaprosi do swego wnętrza na stałe Jezusa, to pustka będzie go zżerać od środka i nie znajdując właściwego miejsca w Kościele machnie ręką na dobre doświadczenie i wróci do dawnego życia, które teraz może być znacznie gorsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz